czwartek, 8 września 2011

22.07 - Próbując docenić ryską starówkę.

Po krótkiej nerwówce zwiazanej z lądowaniem wychodzę na płytę ryskiego lotniska. Pogoda prawie tak dobra, jak w Gruzji. W budynku jest tak cicho i pusto, że sprawia wrażenie opuszczonego, nawet gostek z kantoru zrobił sobie dłuższą przerwę. Odbieram bagaż, rozmawiam z tym gościem z Kazbegi a następnie, pomna wiadomości forumowych (pozdr dla Kaukaz.pl :D ), wychodzę przed lotnisko w poszukiwaniu autobusu. Sztuka ta okazuje się być niezbyt trudną, bo autobus jest tylko jeden. Przy kupowaniu biletu (ee, 0,70 łata to mega przegięcie cenowe, przy którym chowa się nawet łódzkie MPK) konsultuję się z kierowcą co do tego, jak trafić na dworzec kolejowy. I tu uwaga – na Łotwie naprawdę często będziecie słyszeć rosyjski, nie łotewski. Możecie spokojnie rozmawiać po rosyjsku. Ludzie nie mają uprzedzeń do tego języka, co zdarza się ponoć na Litwie i w Estonii. No i jest tu mnóstwo ludzi bez obywatelstwa, ale o tym później.

Przejeżdżamy rzekę, ładne nabrzeże portowe, wysiadam w centrum. O, jest coś jakby dworzec, fakt, napisane po łotewsku ale aż takim łosiem nie jestem, żeby nic nie zrozumieć :-) W gąszczu kas odnajduję te międzynarodowe, w których sprzedaje się bilety w kierunku Rosji i Białorusi. Uh, i oto on, bilet Ryga-Mińsk na dzisiejszy wieczór (odjazd o 19.00, w Mińsku trochę po 7.00), jedyne 14 łatów i to za obszczin wagon. Dobra, to mogę teraz iść trochę pozwiedzać, chociaż przez ten upał, niewyspanie i bagaż nie bardzo mi się chce łazić po ryskiej starówce. No, bagaż zostawiam w przechowalni (yyy 2 łaty ta przyjemność) i wychodzę w miasto.

Dworzec znajduje się w pobliżu starówki, więc jak zawsze śpiesznym krokiem kluczę po malowniczych uliczkach i wreszcie dochodzę do celu. Starówka jest mała i odnowiona, dość urokliwa. Bardzo widoczne są niemieckie wpływy. Sporo tu świątyń, gotyckich, strzelistych. Ten nieodczuty niestety przeze mnie urok Rygi przyciąga do miasta tysiące turystów, także z Polski. Przebijanie się przez liczne wycieczki spacerujące krokiem pogrzebowym po starówce to naprawdę żadna przyjemność, dlatego udaję się do pobliskiego parku. Ludzie wygrzewają się na ławkach i na trawce, sielanka. Tego dnia wielu młodych Łotyszy miało ze sobą namioty (albo pokrowce od nich), wydaje mi się, że szykowała się jakaś grubsza impreza, tj. festiwal.

Dzień mija mi na błądzeniu po Rydze, po czym wracam na niezbyt przytulny dworzec pozbawiony (sic!) poczekalni czy choćby ławek. Siadam więc przed dworcem na placu (prawdopodobniepopularne miejsce do siedzenia ) i popijam cydr z puszki ;) Bomba.

Nareszcie nadchodzi czas na mój pociąg, podjeżdża pół godziny wcześniej i wpuszcza nas na pokład. Zdziw miesiąca dot. białoruskich kolei (którymi sporo się przecież najeździłam w życiu) – gdzie się podziały obszczije (wspólne, zwykłe) wagony z ławeczkami? Nasz wagon to płackart (z półkami do spania i stolikami) tylko przenumerowany na zwykły. Niestety wydaje mi się, że jest zbyt wielu podróżnych, by móc spokojnie znaleźć miejsce do spania. Już po chwili jednak okazuje się, że wszyscy z naszej „strefy” w wagonie wysiadają przed granicą łotewsko-białoruską i tylko jeden staruszek dojeżdża do Połocka. Super. Rozmawiamy, wręcz dyskutujemy na różne tematy, głównie jednak o patriotyzmie i Rosjanach (i Polakach, bo mój sąsiad jest staruszkiem polskiego pochodzenia) na Łotwie. Przy kontroli biletów wychodzi na jaw, że z naszej siódemki 4 osoby nie posiadają żadnego obywatelstwa – łotewskiego po powstaniu niekomunistycznej Łotwy nie przyjęły, a rosyjskie mogliby mieć, ale nie mają. Te kilka godzin z nimi rozjaśniło mi trochę sytuację społeczno-polityczną Łotwy, przynajmniej w kwestiach narodowościowych.
Po Daugvapils zostaję ja i dwoje staruszków, Polak i ten drugi, co do Połocka jedzie. Panowie nalegają, żebym się jednak położyła, bo do granicy jeszcze  co najmniej dwie godziny i dalej jeszcze ile jechać, a przecież musze odpocząć. Wdrapuję się na górę i szybko zasypiam, budzi mnie pogranicznik. To chyba najszybsza kontrola na białoruskiej granicy, jaką w życiu przeżyłam, na dodatek pamiętam to jak przez mgłę, nie wiem, co mówiłam ,o co pytał itd. Bagażu oczywiście nie sprawdzali, więc od razu się kładę. W Połocku żegna się staruszek i zostaję sama. Do Mińska jeszcze jakieś 4-5 godzin, więc lulam. Pod koniec jazdy budzę się, a w pociągu tłum i do tego wszyscy śpią :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz