Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lwów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lwów. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 września 2011

23-29.08 - Tour de Galicja :D

Szlakiem miast królewskich :-)
Kiedy: 23.08 – 29.08
Kto: K. (ja), J.
Trasa: Łódź – Częstochowa – Kraków – Wieliczka – Rzeszów – Przemyśl – Medyka(PL)/Szegini (UA)– Lwów – Rawa Ruska(UA)/Hrebenne(PL) – Zamość – Lublin – Warszawa.
Jak: autostop, pociąg
Dzień I
Rano wyjeżdżam za CZMP i po chwili wsiadam do tira jadącego na Częstochowę. Wiem, że mój towarzysz podróży właśnie opuszcza  Budapeszt. Kolejnym tirem dojeżdżam do A4. Kierowca działkowicz przemiły, wpycha mi na drogę słodziutkie pomidory :-) Z autostrady zabiera mnie wadowiczanin, podrzuca do tabliczki „Kraków”. Przez wzgląd na lenistwo i nieznajomość krakowskiego odludzia postanawiam spróbować złapać stopa w kierunku centrum (ale w którą to stronę??). O dziwo zatrzymuje się stara autostopowiczka jadąca do ścisłego centrum, mam farta. W Krakowie jestem więc po niecałych czterech godzinach jazdy (ok.11.00), nieźle jak na autostopowe first time in Poland. Nie było co się tak bać :)
Niestety J. zawisł na granicy węgiersko – słowackiej i nijak nie może się wydostać, wciąż mam jednak nadzieję, że uda mu się dojechać o cywilizowanej porze.  Łażę po mieście, spotykam się ze znajomymi z Grodna, idę na Kopiec Kościuszki, po czym wracam pod smoka wawelskiego (umówione miejsce). Wieczorem zaczyna padać, malownicze pioruny rozświetlają niebo nad rzeką, pędzę więc schować się pod Sukiennicami.  Ha, 23.00 i oto jest mój towarzysz niedoli! :) Siadamy pod smokiem, co by odpocząć i zdecydować o dalszej podróży. Na dworcu PKP rezygnujemy z drogiego pociągu do Przemyśla, wyjeżdżamy więc nocnym autobusem do Wieliczki. Na czuja dojeżdżamy do zjazdu na A4, niezłego czuja mamy. Jest 3.00, próbujemy łapać stopa (kierunek Lwów), ale bez skutku. Grzejemy się kilkoma łykami żołądkowej, złazimy na trawnik koło wiaduktu i idziemy spać. Folia i śpiwory to nie taki luksus jak namiot, ale te 2 godziny snu wydawały się być najcudowniejszym snem tego lata. Tylko pobudka już nie była tak wspaniała. Brrrrrr, jak zimno!